Kamil Sasal Kamil Sasal
678
BLOG

Kto rządzi? Państwo czy przedsiębiorcy?

Kamil Sasal Kamil Sasal Ekonomia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6


image

Słowa wypowiedziane przez Jarosława Kaczyńskiego podczas konferencji w Toruniu dotykają starego problemu między państwem a płacącymi podatki przedsiębiorcami. Paradoksalnie nikt nie lubi płacić podatków, nie lubi sytuacji, gdy ktoś uszczupla jego zysk, jednocześnie oczekując darmowej służby zdrowia, darmowej edukacji i prawa do bezpieczeństwo za darmo. Nic nie jest za darmo – szpitale, szkoły, komendy Policji. Jednak jest w Polsce spora grupa ludzi, która nie chciałaby dokładać się do wspólnej budowy szeregu instytucji, które podnoszą naszą wspólnotę narodową na wyższy poziom rozwoju, nazywany państwem.


Można na ten problem zaradzić pewnym rozwiązaniem np. zarobki powyżej pewnej granicy powinny być obłożone nie podatkami, ale opłatami dla przykładu:


- Nauka dziecka w prywatnej lub publicznej szkole, w zależności od renomy szkoły – opłata miesięczna,


- Codzienna opłata potrącana z konta za obronę przed przestępcami, zaś w przypadku braku należności, całkowite pozbawienie ochrony prawnej i Policji przez państwo. Czyli w przypadku włamania, kradzieży, napaści  - brak ochrony przez formacje mundurowe i pozbawienie ochrony prawnej,


- Opłata za każdy zabieg medyczny zgodny z kosztami rynkowymi niezależnie od statusu materialnego, wykończy każdego biednego, ale i w swoim czasie bardziej zamożnych,


Państwo może nie tylko, jak powyżej obłożyć tego typu opłatami zamożnych, czasami tylko trochę bardziej zamożnych, ale jednakowo pazernych. Z tym wyjątkiem, że z opłat zwolni szarą masę zwykłych ludzi, w zamian za pracę w państwowych przedsiębiorstwach. Mniejsze pensje, ale większa stabilność zatrudnienia i brak opłat dodatkowych na cele związane z edukacją, opłatami za bezpieczeństwo, czy opiekę medyczną. Ludzi chcących być w tego typu systemie zawsze będzie więcej, ponieważ opiera się on na istotnym elemencie. O wiele mocniej boli codzienna, miesięczna opłata za jakieś dobro, którego nie można dosłownie posiadać, a znacznie lepszym rozwiązaniem są opłaty pośrednie. Już Gustav Le Bon polecał, aby rządzący okładali ludzi podatkami pośrednimi, które nie wywołują wściekłości przed opłatami bezpośrednimi.


Jednak część polskich przedsiębiorców oburza się na podatki, które są dobrem/złem koniecznym. Bo czy chcieliby partycypować w codziennych kosztach? Czy w rzeczywistości wyszłoby im to taniej niż jest obecnie? Czy faktycznie zaoszczędzone kwoty z pieniędzy nie wydanych na podatki, powędrowałby na inwestycje, większe pensje dla pracowników?


To wątpliwe, ponieważ polski kapitalizm jest zbyt młody, aby być dojrzały do rozumienia zależności między państwem – przedsiębiorcą – a zwykłym Kowalskim. Paradoksalnie państwo i przedsiębiorcy są uzależnieni od jednej grupy: szarej masy zwykłych ludzi. Rodzący się Kowalski ma 20-25 lat, by mocno usadowić się na rynku pracy, założyć rodzinę i to najlepiej z kilkorgiem dzieci, a w efekcie wydatkować na bieżąco fundusze na dom, artykuły codziennego użytku, jedzenie, ubrania, edukację, kulturę, rozrywkę. Oczywiste w swej nazwie – gospodarstwo domowe – jest fundamentem zysków państwa i przedsiębiorcy. Nie wolno więc ściąć gałęzi, na której się siedzi. Wie to państwo, czasami wie to przedsiębiorca.


Można to zrozumieć na kolejnym prostym przykładzie.


Dwoje młodych ludzi pracuje na umowie zlecenie. Relatywnie zarabiają nie najgorzej, załóżmy, że oboje ok. po dwa tysiące złotych, czyli sumując cztery tysiące złotych netto. Wydają część zaoszczędzonych pieniędzy na wesele. Jednak koszty wynajmu mieszkania/kredytu są zbyt wysokie – w dużych miastach naszego kraju mogą one pochłonąć razem z opłatami i wyżywieniem więcej niż jedną z pensji netto obojga z naszej pary. Czy stać ich będzie na własne lokum? Czy jeśli zdecydują się na nie, będą mogli pomimo kosztów pozwolić sobie chociaż na jedno dziecko? A jeśli zdecydują się na mieszkanie u rodziców, niestety będą też znacznie słabszymi konsumentami. Nie będzie potrzebna nowa pralka i telewizor, bo rodzice mają już swoją. Nie będzie potrzebnych wiele innych rzeczy, czyli będą mniej wydatkować a w sytuacji dużych kosztów bieżących mogą stracić także oszczędności. Na całość ma wpływ stabilność miejsca zatrudnienia, z czym powszechnie jest duży problem i wywołuje częste zmiany miejsca zamieszkania, co może odbijać się na lokalnych samorządach.


Jaki nam to tworzy układ? Bardzo słabych gospodarstw domowych, które są może i mobilne, łatwo je wykorzystać i eksploatować, ale z takim kapitałem ludzkim, grozi nam jego szybkie zużycie się lub nasilenie procesu emigracji. Problemami demograficznymi, słabnącym zdrowiem fizycznym i psychicznym, patologiami i jeszcze większym nasileniem rozpadania się tego typu kruchych rodzin, bo nie opartych na przywiązaniu do własności, ponieważ poza sobą i różnymi dobrami konsumpcyjnymi są niczym współcześni nomadzi. To nie jest klasyczna rodzina mogąca być fundamentem lokalnej, a szczególnie krajowej gospodarki rosnącej w siłę.


Taki model rodziny, lub jej brak powoduje, że więzi są słabe, ale nie tylko, tego typu „rodzina” opiera swój sens życia na mylnie pojętej konsumpcji. Pracują w usługach, i w tych usługach też kiepsko zarabiają. Nie stać ich na więcej, ponieważ ich kraj opiera się na usługach wymagających taniej siły roboczej, ponieważ przemysł nie ma potencjału w konkurencji z zagranicznymi potentatami.


Efektem jest kraj z gospodarką rynkową opartą na taniej sile roboczej. Polscy przedsiębiorcy bronią się przed większym naciskiem fiskalnym, ponieważ nie są w stanie sprostać międzynarodowej konkurencji, gdyż ten proces został zapoczątkowany już w latach 90-tych. Polska gospodarka miała się stać krajem zależnym, peryferyjnym z tanią siłą roboczą, a nie konkurencją dla Niemiec, Francji i innych państw o wyższym poziomie rozwoju, które mogą sobie pozwolić na wyższy poziom zaawansowania poprzez wykorzystywanie taniej siły roboczej w innych krajach.


W tym samym czasie polskie państwo domaga się coraz większych danin, ponieważ samo także nie może poradzić sobie z rosnącą rywalizacją międzynarodową, a szczególnie coraz wyższymi kosztami zapewnienia odpowiedniego bezpieczeństwa. Efektem jest spirala konfliktu, o którym można pisać na różne sposoby, ale zawsze toczy się wokół tej samej osi. Są różne grupy interesu pragnące słabego polskiego państwa, gdyż silniejsze państwo wymaga nakładów, a przecież tych nie chcą ponosić ludzie pragnący, co roku nowszego samochodu, czy drogich gadżetów lub innych oznak wyższego statusu i prestiżu. Przykładem jest I RP, gdzie niektórzy magnaci byli bogatsi od państwa, posiadając majątek rzędu jednego lub dwóch budżetów rocznych, posiadali także nawet większe armie niż sam król. Szlachta w Polsce mogła wypowiedzieć królowi posłuszeństwo. Zmierzamy w tym samym kierunku, gdyż sama opozycja polityczna namawiała w ostatnim czasie do nieposłuszeństwa wobec legalnie wybranych władz. W imię egoistycznych interesów, część społeczeństwa nie chce ponosić kosztów wspólnego bytu narodowego, bo wydaje im się, że brak tego typu odpowiedzialności to ich większe bogactwo. Faktycznie, na krótką metę będą bogatsi, ale jak pokazała historia – stracą własne państwo.


Właśnie dlatego polskość w oczach Niemca, Francuza, Hiszpana nie przedstawia sobą wielkości. Historia ich państw to zmagania o potęgę. Nawet przegrywając, jak Niemcy w 1945 r., świat na tyle bał się niemieckiej zawiści, że ten kraj nie spotkały dotkliwe kary powojenne. USA pomogły Niemcom odbudować przemysł, podobnie Japonii i innym państwom.


Czy nie zastanawia sukces niemieckiej i japońskiej gospodarki po wojnie? Skąd brała się tak olbrzymia karność społeczna? To proste. Tym ludziom od kilku wieków wpajane jest posłuszeństwo państwu. Niemiec ma świadomość znaczenia jakości i wizerunku dla swojej marki. Japończyk kiedy idzie do nawet prywatnej firmy, wie, że nie pracuje dla siebie, dla przedsiębiorstwa, ale dla chwały swojego kraju. Mają tę świadomość, że ich koncerny bez silnego wsparcia równie mocnego na arenie międzynarodowej państwa, ich działalność gospodarcza nie przebije się przez konkurencję z jeszcze lepszymi. Dlatego siła państwa idzie tam w parze z jakością zarządzania przedsiębiorstwem i kapitałem posiadanych pracowników. W Polsce mantrą stała się tania siła robocza i niechęć do płacenia podatków – tak jakby to było remedium na problemy. Nie, to była ta łatwa droga, która prowadzi donikąd. Źródłem rozwoju każdej firmy są nakłady inwestycyjne. Jak może ich dokonywać przedsiębiorca, który nie czerpie dumy z coraz większej firmy, zatrudniającej coraz więcej pracowników? Metodą na życie nie jest szukanie przyjemności, czy unikanie bólu, ale pokonywanie każdej kolejnej przeszkody, ponieważ nawet błędy i przeciwności więcej uczą niż mylne poczucie spokoju.


To również ciekawe. Francis Fukuyama szukał tego typu wyjaśnienia. I doszedł do wniosków przy porównywaniu gospodarki francuskiej i włoskiej z niemiecką i japońską. Według niego okazało się, że niemieckie i japońskie koncerny są większe od ich francuskich i włoskich odpowiedników. Prawdopodobnie istnieje w tych drugich krajach niski potencjał zaufania między pracownikami a szczeblami kierowniczymi firm, które muszą mieć hierarchiczny układ zarządzania i sztywne procedury, często oparte na dużej ingerencji państwa. Niemiecka i japońska gospodarka opiera się na wyższej jakości i kooperacji między pracownikami a zarządzającymi, co przynosi wymierne korzyści samemu państwu. W Polsce istnieje olbrzymi konflikt między pracownikami a pracodawcami, jedni i drudzy traktują się identycznie, jak chłop i pan na pańszczyźnianym folwarku. Pierwszy pracował mniej efektywnie, dla kogoś kto go wyzyskuje i obnosi się ze swoim bogactwem. Właścicielom folwarków – szlachcie – nie zależało na prężności gospodarczej chłopów (staliby się dla nich konkurencją, podobnie mieszczaństwo), gdyż dzięki taniej sile roboczej mogli się bogacić do pewnego momentu, zaś państwo cierpiało z powodu niskich wpływów podatkowych. Ten sam schemat ma miejsce w dzisiejszej Polsce.


Prosty przykład. Zlikwidujmy pensje minimalną. Czy istnieje w naszym kraju zaufanie do pracodawców, że nie będą tej sytuacji wykorzystywać przeciwko pracownikowi? Myślę, że jest to pytanie retoryczne. Dlatego potrzebujemy silnego i sprawnego państwa dającego rzeczywistą ochronę. Państwa dającego impuls do łączenia się przedsiębiorstw i tworzenia jeszcze prężniejszych podmiotów gospodarczych. Pytanie zasadnicze - czy nie jest już za późno?


Kamil Sasal
O mnie Kamil Sasal

Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie historia oraz politolog. Zajmuje się badaniem okresu od 1945 do 1989 r. Interesuje się również bezpieczeństwem narodowym, strategią i teoriami stosunków międzynarodowych. Zawodowo zajmuje się archiwistyką.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka