Kamil Sasal Kamil Sasal
3415
BLOG

Elity kompradorskie versus alternacja władzy

Kamil Sasal Kamil Sasal KOD Obserwuj temat Obserwuj notkę 2


Aktualnie popularnymi tematami w obiegu medialnym są pieniądze przekazywane do firmy Mateusza Kijowskiego przez KOD, jak również nagranie z sali kolumnowej podczas głosowania nad budżetem w słynną noc "zamachu stanu". I można tego typu informacji wymieniać bardzo wiele - jest to swoista medialna wymiana ciosów, aby tylko przyciągać zainteresowanie. W tle jest jeszcze "okupacja" sali plenarnej parlamentu, czy próby reanimacji obecności medialnej prof. Andrzeja Rzeplińskiego przez Gazetę Wyborczą. O co na prawdę chodzi w tej narracji, która przypomina walkę?


Można odpowiedzieć w sposób bardzo upraszczający, chodzi o władzę i pieniądze. Jednak problem, jak to zwykle bywa z problemami szczególnie politycznymi, społecznymi i gospodarczymi jest znacznie bardziej skomplikowany. Nie ma prostych odpowiedzi, a sugerowanie posiadania monopolu na prawdę jest zabójcze dla dyskursu publicznego. John Kenneth Galbraith w swojej książce "Ekonomia w perspektywie. Krytyka historyczna" (wyd. 1992, s. 233) pisze tak o zajadłych atakach przeciwników interwencji rządu USA w gospodarkę, w ten oto sposób:


"Przypisywanie oporu sfer biznesu - względem pozytywnych aspektów ubezpieczeń społecznych, a później teorii lorda Keynesa - intelektualnej krótkowzroczności czy wąskim interesom pieniężnym świadczyłoby o niezrozumieniu wielu ważnych elementów konkurencyjnej i kapitalistycznej motywacji. Opór ten po części wynika z motywacji psychologicznych - przyjemności zwyciężania w grze, w której wielu przegrywa".


Mediom znajdującym się po określonej stronie sporu, intelektualistom a szczególnie politykom grozi w każdym systemie politycznym, że będą stopniowo zastępowani przez nowe elity. Jest to nie tylko walka o władzę i dosłownie o wpływy przekładające się na zyski finansowe, ale próba zachowania elitarnego statusu, gdzie reszta jest w mniejszej lub większej pogardzie. Powyższy cytat z książki Galbraitha dotyczy krytyki (powrócę jeszcze do tego wyrażenia, czy dzisiaj w rzeczywistości istnieje krytyka), która dawała pierwszeństwo klasycznej ekonomii by manifestować swój sprzeciw wobec keynesizmu. Historia lat 30-tych, nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale również Szwecji dowiodła stopniowego zwiększania się w administracjach rządowych lub w roli doradców ekonomicznych, ludzi popierających interwencję rządu w gospodarkę. Wszystko działo się w ramach demokratycznych procedur prawnych, następowały przepływy ludzi i wiedzy, zarówno wybuch wojny, jak i jej koniec wpływał na ścieranie się różnorodnych światopoglądów i zwycięstwo tych konkretnych, co manifestowało się w intelektualnej prężności i ciągłej wymianie elit w USA.


Przypadek Polski jest o tyle trudny, że po 1945 roku znaleźliśmy się w niezbyt komfortowej strefie wpływów. Niektórzy uznają zmiany gospodarcze w okresie powojennym za właściwe, częściowo słusznie, gdyż było to dokończenie i tak bardzo spóźnionego procesu industrializacji kraju. Jednak z ekonomicznego punktu widzenia był to system podkopujący wydajność i konkurencyjność. Po 1989 roku wzrosło więc znaczenie pojęć z nurtu radykalnej ekonomii piętnującej państwo, dające pierwszeństwo nieskrępowanemu wolnemu rynkowi. Procederom niszczenia własnego przemysłu, aby doprowadzić do dominacji sektora usług przy ujemnym bilansie handlowym, który trwa do dziś dnia. Pokazując tym samym powolny proces przechodzenia gospodarki opartej na taniej sile roboczej, po dynamicznym okresie wzrostu w stan stagnacji mimo niewielkiego wzrostu PKB. Miało to swoje przełożenie na odczucia społeczne przejawiające się w elekcjach wyborczych.


Paradoks polega na tym, że jest to powtórzenie pewnego stanu, który miał swój początek w XVI wieku. Istnieje bogata literatura na ten temat, traktująca o zależności/peryferyjności polskiej gospodarki, spowodowana według różnych opinii naukowych wpływem czynników zewnętrznych lub wewnętrznych (W. Kula, M. Małowist, A. Wyczański, J. Topolski, J. Sowa). Według tej drugiej opinii za tragiczny upadek Rzeczypospolitej odpowiedzialne były elity. Bardzo ważny cytat:


"Polskie zboże jest dla Zachodu tanie dla tych samych przyczyn, dla których plony w Polsce są niskie: dlatego, że produkowane jest darmową, przymusową, pańszczyźnianą pracą niedożywionego chłopa. Utrzymywanie podaży szlacheckiego zboża na rynek w ogóle, a na rynek zagraniczny w szczególności, mimo niskich i nawet spadających plonów dokonywało się w XVII i pierwszej połowie XVIII wieku przy niskim stanie zaludnienia, nawet nie przez zwiększenie areału uprawnego, lecz poprzez zwiększenie obciążeń chłopskich przy zmniejszaniu chłopskich gospodarstw. W sytuacji, w której eksport zboża zapewnia najwyższe dochody, a plony są jednocześnie niskie, powstaje tendencja do coraz większej monokultury zbożowej, nawet powiązanej z łamaniem agronomicznych zasad trójpolówki, co na dłuższą metę powoduje jałowienie gleby i dalsze obniżenie plonów. Podstawowy czynnik produkcji folwarcznej: bydło pociągowe, zepchnięte jako dotkliwy ciężar na barki chłopów nie mogących i nie chcących o nie dbać, maleje liczebnie i pogarsza się jakościowo, co powoduje gorsze uprawianie i słabsze nawożenie ziemi, a tym samym znów obniżkę plonów. Polska była spichlerzem narodów dlatego, że każdą ilość zboża polskiego można było zawsze korzystnie sprzedać w Anglii czy Holandii. Ale można je było korzystnie sprzedać nie dlatego, że wydajność ziemi czy pracy w Polsce była wysoka, lecz dlatego, że była właśnie niska. Sytuacja prekolonialna. Pierwsze kraje rozwijające się kapitalizmu zakładały sobie plantacje cukrowe czy bawełniane za Oceanem, a znalazły sobie "plantacje" zbożowe w Europie Wschodniej". W. Kula, Historia, zacofanie, rozwój, Warszawa 1983, s. 164-165.


Część z powyższego opisu polskiego zacofania, które swoje początki miało w XVI a kulminację w XVIII wieku można zaobserwować także po 1989 roku. Było to oparcie polskiej gospodarki na taniej sile roboczej przy jednoczesnym zastosowaniu procesu stopniowego uelastyczniania rynku pracy, wywołującego obecnie duże poczucie niestabilności. Początkowy sukces tej metody rozwinął polską przedsiębiorczość (rosły zyski, ale także spadały wpływy do budżetu – niechęć do podatków), co mogło wywołać w społeczeństwie wobec jego słabości siły nabywczej (niskie wynagrodzenia w usługach, wysokie koszty życia) presję na oszczędzanie. Wydaje mi się, że przy spadającej dzietności i emigracji zarobkowej za granicę mogło to spowodować spadek popytu i obserwowaną od 2014 roku deflację, również w wyniku niższych cen ropy naftowej (dopiero na przełomie 2016/2017 następuje powolny wzrost inflacji). Warto dodać, że bardzo duża deflacja wystąpiła w wielu gospodarkach na świecie podczas wielkiego kryzysu lat 30-tych - sytuację ratowano interwencjonizmem rządowym wykonywanym przez nowo wybrane elity polityczne. Przypadek Polski od 2015 roku powinien skłaniać w pewnym ograniczonym stopniu do refleksji, że wybór Prawa i Sprawiedliwości był w dużym stopniu podyktowany klęską pewnej wizji proponowanej przez elity po 1989 roku. Wizja ta mamiła nadzieją na przedostanie się do klasy średniej czego klęskę najlepiej pokazał kryzys związany z kursem franka. Interesujące jest także to, iż ostrożne poparcie dla obecnych władz manifestuje młodzież, która prawdopodobnie jest mniej przywiązana do liberalnej wizji demokracji.


W okresie XVI-XVIII wieku kompradorskie elity, a więc traktujące podległy sobie naród jako źródło zysków, starało się utrzymać swój stan posiadania, często za cenę katastrofalnej współpracy z ościennymi mocarstwami. Dzisiejsze elity nie mogące się pogodzić z demokratycznym wyborem w 2015 roku (autor nie twierdzi, że ta zmiana polityczna powinna być z góry traktowana, jako słuszna i zbawienna) nie mając do zaoferowania nowej wizji przebudowy ładu gospodarczego na korzyść zwyczajnych ludzi, musiały przegrać, ponieważ ich obawy były głownie związane ze zwiększeniem interwencjonizmu rządu w gospodarkę. Dosłownie musiałby nastąpić przepływ środków finansowych, które zamiast trafiać do elit biznesowych, intelektualnych i politycznych, musiałyby zostać przetransferowane do innych grup społecznych, czyli wcale nie tak duży tort do podziału zmniejszyłby się jeszcze bardziej. Na chwile obecną zachodzi właśnie ten proces wywołujący atak wcześniej uprzywilejowanych, być może finansowo czy też pod kątem pewnego statusu: obecności w mediach, zajmowania eksponowanych stanowisk etc. Jest to klasyczny opór przed normalną w dojrzałych demokracjach wymianą elit, kiedy społeczeństwo chce nobilitować inne osoby (wracając do przykładu krytykowanych w USA zwolenników keynesizmu, były to osoby młode stażem akademickim i administracyjnym, sprzeciwiające się starszej generacji specjalistów ekonomicznych, politycznych i wojskowych).


Profesor Mirosław Karwat w interesującej książce "O złośliwej dyskredytacji. Manipulowanie wizerunkiem przeciwnika" (Warszawa 2007) przedstawia różnicę pomiędzy pożyteczną krytyką, która daje także potencjalne rozwiązania problemu a płytką, naganną dyskredytacją powodującą, że polityka sięga dna. Uważam, że warto się nad tym zastanowić głębiej i odnieść to do aktualnej polityki. Sam postrzegam medialną wymianę ciosów w rzekomo informujących nas mediach za bardzo już rozwiniętą sferę manipulacji, która po prostu kocha takie sytuacje, jak protesty w Sejmie, choćby nie wiem, jak logika bardzo podpowiadała o ich destrukcyjnym wpływie na jakość polityki w państwie, a więc braku twórczej parlamentarnej krytyki. Ten spór będzie się sam sobą żywił bardzo mocno. Strona rządowa nie wycofa się z twardego stanowiska, gdyż byłaby to akceptacja anarchii. A opozycja będzie grała swój teatr. Jaka z tego korzyść dla nas?


Czy nie doprowadzi to do swoistego porażenia demokracji powszechną niechęcią szerszego społeczeństwa? Akceptacji dla silnych rządów, a więc jeszcze głębszej przebudowy Polski przez obecna ekipę rządową? Czy będzie to przemiana pozytywna czy negatywna? Czy istnieją drogi do budowania silnego państwa bez wywoływania obecnej "groteskowej" walki politycznej?






Kamil Sasal
O mnie Kamil Sasal

Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie historia oraz politolog. Zajmuje się badaniem okresu od 1945 do 1989 r. Interesuje się również bezpieczeństwem narodowym, strategią i teoriami stosunków międzynarodowych. Zawodowo zajmuje się archiwistyką.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka